(tekst archiwalny z 14.04.2017)
„(…) nacjonalizm, szowinizm, ksenofobia – są
to odruchy proste i łatwe, łatwo też z nich przyrządzić
prymitywną ideologię, wszędzie taką samą, ale wszędzie wrogą
wszystkim innym.”
Źródło: Leszek Kołakowski „Czy
Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania”, Wydawnictwo Znak,
Kraków 2009; str.172
„(…)
W pierwotnym
sensie jestem tolerancyjny, jeśli nie prześladuję, nie żądam
prześladowań i nie zachowuję się agresywnie w stosunku do
czegoś, czego wyraźnie nie lubię, nie aprobuję, co mnie razi albo
budzi niechęć czy odrazę. (…) Zauważamy jednakowoż, że często
żąda się tolerancji w sensie obojętności, braku jakiegokolwiek
stanowiska czy opinii, a nieraz nawet aprobaty dla wszystkiego, co
zdarza się nam w ludziach czy poglądach widzieć. (…)
Powiadamy
nieraz, że wolno karać za czyny, nie za opinie. Kłopot w tym, że
granica między nimi nie jest wyraźna. W różnych krajach
karalne jest na przykład podżeganie do nienawiści rasowej.
Podżegać można w różny sposób i rasiści nieraz się bronią
tak właśnie: to są opinie, więc nie mogą być karane. Ale słowo
też jest szczególnym przypadkiem działania i może mieć skutki
najgorsze i najlepsze. Jeśli tylko tyle powiemy, łatwo
podpowiadamy, że należy wszystkie opinie kontrolować z punktu
widzenia ich możliwych skutków. Ale jeśli tego nie powiemy,
podpowiadamy z kolei, że niczego nie wolno zabraniać, dopóki
nie ma użycia przemocy. Jak zawsze w życiu, trzeba więc szukać
rozwiązań kompromisowych, które są zawsze niewygodne, ale
nieuchronne. Jest to też wieczny dylemat tolerancji: czy wolno
i należy tolerować ruchy polityczne lub religijne, które są
wrogami tolerancji i chcą zniszczyć wszystkie urządzenia, co
tolerancję chronią, ruchy totalitarne lub dążące do narzucenia
własnej despotycznej władzy? Takie ruchy mogą nie być
niebezpieczne, póki są niewielkie, można je więc tolerować,
ale z drugiej strony, gdy stają się silne, trzeba je tolerować, bo
nie ma siły, by je zniszczyć, a w końcu całe społeczeństwo może
paść łupem najgorszej tyranii. Tak to tolerancja
nieograniczona zawraca się przeciw sobie i niszczy warunki, które
ją czynią możliwą. Przyznaję, że jestem za tym, aby ruchy,
które zmierzają do zniszczenia wolności, nie były tolerowane,
lecz wyjęte spod ochrony prawnej; tolerancja jest mniej narażana
przez ten rodzaj nietolerancji.”
Źródło:
Leszek Kołakowski, O tolerancji, [w:] Mini wykłady o maxi sprawach.
Znak. Kraków 1997
* * *
„Ja jestem NORMALNIE wychowany, proszę pani!”
- oświadczył z dumą S.w odpowiedzi na moje pytanie, czym
zawinili mu homoseksualiści, że tak ich nienawidzi. Na czym więc
polega „normalność” wychowania S. i jemu podobnych? Na
pogardzie dla innych, niż on sam. Na wywyższaniu się ze względu
na cechy takie, jak płeć, orientacja, rasa, narodowość – nabyte
wraz z urodzeniem, nie zdobyte wysiłkiem, pracą, przemyśleniami…
W ramach tego „normalnego wychowania” stworzono z
pozoru udany produkt: domyty, doprasowany chłoptyś z obowiązkowo
wybrzytwioną fryzurą „na Lewego”, całkiem przystojny,
wysportowany, inteligentny… Jak się okazało, inteligencją zimną,
wykalkulowaną, wypluwającą ze snajperską precyzją hasełka,
które Zapewnią Mu Przyszłość. Prezentujący Jedyne i Słuszne
Poglądy – zwalniające od myślenia, a gwarantujące bezpieczne
ciepełko w koleżeńskim stadku (którym zresztą chyba nieco
pogardza).
Bogu dzięki za moje nienormalne wychowanie! Za to, że
w całym domu plątały się różne książki – nie wszystkie
dedykowane małym dziewczynkom, a w większości poszerzające
horyzont myślowy poza bezpieczny, lokalny grajdołek. Za to, że –
choć wychuchana i wydmuchana – nie byłam prowadzona za rączkę w
życiowych decyzjach, a zachęcana (lub wręcz zmuszana) do
myślenia.


Ale przede wszystkim dziękuję za braki w moim
wychowaniu i edukacji: nikt nigdy nie uczył mnie, że jedna istota
ludzka jest gorsza od innej, tylko dlatego, że urodziła się z
określonym zestawem cech (lub bez niego).
Moje patologiczne wychowanie sprawiło, że jestem
przeciwko rasie panów (wszystko mi jedno, czy ludzkich, czy
nieludzkich), a za stosowaniem w praktyce zasady „żyj i pozwól
żyć” (dopóki nie krzywdzisz innych). Szlacheckość nie ma dla
mnie wiele wspólnego ze szlachetnością (czasami wręcz jej
zaprzecza), Życie natomiast składa się z kolejnych przygód (o
różnym natężeniu przyjemności i bólu), podczas których czuję
się zwolniona z obowiązku wykazywania na każdym kroku wyższości
własnej lub grupy, do której należę.
No, dobrze, skoro jestem taka otwarta i wyluzowana,
dlaczego znęcam się tu nad biednym S., ewidentnie próbując
wykazać, iż moje poglądy są szlachetniejsze od jego? Może ze
strachu, że takich S. jest coraz więcej, a ostatnio tego typu plaga
spowodowała niezłą zadymkę na skalę światową, trwającą sześć
lat i parę (milionów) osób przy tym zginęło. A może dlatego, że
moje patologiczne wychowanie nie uodporniło mnie na jedną rzecz:
jestem potwornie nietolerancyjna względem nietolerancyjnych bubków.
Niezależnie od płci, rasy, czy orientacji bubka.
Komentarze
Prześlij komentarz