Wyspa Paweł


Dzień dobry - ukłonił mi się messenger w telefonie zaraz po wyjściu z pracy. Dzień dobry, odklikałam Pawłowi, mojemu byłemu uczniowi, z którym - kiedy chodził do mnie na zajęcia przygotowawcze do matury - uwielbialiśmy dyskutować o wszystkim... No, może poza sportem i geografią. Barwna, radosna, pozytywna postać. Licząc szybko, Pawcio powinien być już po studiach... Ciekawe, co u niego słychać? Proszę popatrzeć na druga stronę jezdni  - piknął telefon.
Chwilę później żłopaliśmy kawę w studenckim barze nieopodal mojej firmy, aktualizując wzajemnie dane z ostatnich sześciu lat.

Paweł, który zawsze chciał pracować z "trudnymi dziećmi albo więźniami" wylądował w firmie swojego wujka. Poszedł na staż i został, mimo, że praca ta nie ma nic wspólnego z jego zainteresowaniami.
- Poleciałem na kasę - przyznaje. - Wie pani, trzeba było wynająć mieszkanie, myśleliśmy o ślubie, a Aga pracowała w przedszkolu... To znaczy dalej tam pracuje, ale... my już nie jesteśmy razem.

Żal mi tego wielkoluda z wiecznym bananem na twarzy, który tym momencie przypomina żałosną kupkę nieszczęścia. Agnieszkę pamiętałam jeszcze z czasów szkolnych obojga. Często przychodziła "odebrać" Pawła po zajęciach i przyłączała się do naszych rozmów. Kibicowałam obojgu bardzo mocno. Szkoda, że im nie wyszło.
- Dawno się osingliłeś, Pawełku?
- Pół roku temu. Ale jakoś nie potrafię się... przyzwyczaić. Ona jest z jakimś starszym facetem. Ja też umawiam się z różnymi laskami, ale... nie siada. Wie pani.... ja praktycznie nigdy nie byłem sam.
- Wiem. Nie masz pojęcia, jak mi przykro...
- Trochę mam - uśmiecha się pod nosem. - Też nie skakałem z radości, jak pani się rozwiodła. Ale widzę, że teraz wygląda pani kwitnąco. A ja też chyba już najgorsze mam za sobą. Chcę zmienić pracę. Na razie robię podyplomowe na SWPS, wiec potrzebuję kasy, a potem... może jakiś dom dziecka... może szkoła... Szkoda, że pani już nie uczy.
- Też poleciałam na kasę - śmieję się.
- Rozumiem. Ma pani dziecko i w ogóle... Ale szkoda. Bo pani chyba lubiła uczyć.
- Pewnie! Uwielbiałam. I co z tego...

Rozmawiamy o ostatnich wydarzeniach w szkolnictwie, o tym, jak ludzie reagują na strajk nauczycieli, jak mało wiedzą o realiach życia pracownika oświaty... Ostatnio, podczas firmowego śniadania, usłyszałam, jak przy sąsiednim stoliku "młode wilczki" płci obojga nie rozumieją, na co ci nauczyciele w ogóle liczą, no BEZ PRZESADY!  Udało mi się powstrzymać odruch wymiotny oraz chęć zadania rozdyskutowanemu towarzystwu pytania, kto mianowicie ich wykształcił? Paweł z kolei przywołuje swoich kolegów, którzy teoretycznie rozumieją jego argumenty, ale temat jest im zdecydowanie obojętny.

- Oni mają to gdzieś. Już teraz zarabiają więcej, niż dostaje się w szkole po dziesięciu, a nawet dwudziestu latach pracy. Nie dociera do nich, że za chwilę nikt nie będzie takim idiotą, co pójdzie pracować do szkoły za marne grosze. A dzieci jeszcze nie mają, więc zupełnie im nie zależy. Banda poje... przepraszam... To są fajni kolesie, ale jakoś ostatnio nie możemy się dogadać. Oni swoje, ja swoje. Patrzą na mnie, jak na debila, że latam na manify solidarności z nauczycielami. A przecież ja wiem, jak to wygląda, bo Aga... Na dodatek... niby mają jakieś dziewczyny, Robson i Matti nawet już pomieszkują z laskami, ale jak mówię coś o Agnieszce, to pukają się w czoło. Bo to przecież była jest i nie ma co jęczeć. Temat zamknięty. Nie mamy o czym już gadać. Jeszcze czasami wyskoczymy na jakieś piwko, powygłupiamy się trochę, ale to już nie to. Jak błaznuję, to jestem fajny kolo, ale porozmawiać tak na serio się nie da. A najgorsze, że jak Barana laska kantem puściła i chlał całą noc, to ja go do domu holowałem. Jak Sebek się z matką pożarł, to tydzień spał u nas. Aż się Aga wściekała. A teraz wielcy bohaterowie. Nawet na fejsbuku nie zaczepią. A mnie szlag trafia, że tyle debilizmu dokoła i nawet nie mam z kim o tym... wie pani.
- Oj, Paweł... czy ty chcesz mi powiedzieć, że czujesz się samotny...
- Samotny, wyobcowany i z depresją - śmieje się - pełen zestaw! A serio, dobrze, że panią spotkałem. Fajnie się gadało. Dzięki, że znalazła pani czas.
- Wzajemnie, chłopie! Wisisz Frankowi colę za to, że matka później do domu przyjdzie.
- Nie ma sprawy!
- Żartowałam. Franciszek wie, że tu z tobą jestem, kazał cię pozdrowić. Gdybyś kiedyś chciał się wygadać, pisz. Odpowiem na bank, choć może nie zawsze od razu.
- Dziękuję.

Paweł odfajkowuje właśnie pierwsze poważne zderzenie z życiową ścianą. Zorientował się właśnie, że człowiek jest wyspą, na którą inni tylko wpadają na dłużej lub krócej. Nie ma "na zawsze". Widać, że mocno boli go ta lekcja. Wiem, że tak musi być, ale żal mi go. Jednocześnie jestem z niego dumna, że nie poddaje się smutkowi, że robi coś dla siebie, dla innych, że myśli a nie odruchowo powtarza, co mu w ucho wpadnie...

Kiedyś, kiedy już odrobi kolejne takie lekcje, może dojść do wniosku, że nie ma sensu się wysilać i zamieszka w barze, wyhoduje depresję albo stanie się kolejnym, zamkniętym w sobie zezgredziałym cynikiem...

Mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi.









Komentarze