![]() |
Kim są ONI?
To dość mocno zależy od tego, kim jesteśmy MY.
Zaczyna się już w szkole. Dla uczniów ONI, to nauczyciele, rodzice i wszyscy inni, którzy coś tam każą robić, wymuszają, oceniają...
Dla nauczycieli ONI, to uczniowie i ich rodzice. I dość oczywistym się staje, że dla rodziców ONI, to nauczyciele oraz dyrekcja.
Jeżeli pracujemy w korporacji, ONI często są po prostu innym teamem, działem, firmą: ONI z HR, ONI z księgowości, ONI z IT... No i - oczywiście - Zarząd.
To dopiero są ONI!!
Analogicznie w polityce: ONI z PO, ONI z PiS-u, ONI: "żydokomuna", "katole", "lewackie mordy", "faszyści"...
Ale zazwyczaj ONI, to po prostu ludzie, którzy jakoś tam się od NAS różnią. A, że nie rozumiemy, jak można myśleć inaczej, niż MY sami, to odrzucamy tych ONYCH, jako chorych, głupich, czy gorszych. Niestety, często również projektujemy na NICH swoje lęki, przypisując im nieszczęścia, które spotkały nas, sąsiada, nasze dzieci oraz psa sąsiada.
Jak widać (słychać i czuć), ONI zazwyczaj są źli i chcą NAS zniszczyć, a przynajmniej zdominować i odebrać NAM podstawowe prawa.
Niestety. Zjawisko, które towarzyszy ludzkości od wieków (gdyż jako gatunek ciągle jesteśmy w kwestiach społecznych na poziomie "Przekaż-Własne-Geny-Dalej. Nawet-Po-Trupach!"), ostatnio przybrało na sile. Widać to nie tylko w wielkiej, czy małej polityce, ale też w codziennym życiu. Do niedawna zwykły Janusz pojęcia nie miał jaką polityczną religię wyznaje Grażyna i vice versa. Teraz świat podzielił się na "pisiorów"i "je***ych lewaków", którzy żyją w odrębnych uniwersach. Niby się widują i wzajemnie słyszą swoje wypowiedzi, ale się nie komunikują. Jedni uważają drugich za stado szkodliwych matołów, sterowanych przez siły zewnętrzne, a drudzy pierwszych za... stado szkodliwych matołów... sterowanych przez siły zewnętrzne.
Im większe poczucie zagrożenia, tym większa tendencja do zbijania się w - coraz bardziej zantagonizowane - grupki i stadka. A czujemy się coraz bardziej niepewni swojego losu. Z jednej strony wisi nad nami (dla mnie, niestety, dość realna) wizja apokalipsy klimatycznej, a z drugiej (prawdopodobnie z punktu widzenia rezydentów tamtejszego uniwersum równie realna) wizja apokalipsy spowodowanej Imigrantami ze Wschodu oraz niemoralnym prowadzeniem się Zgniłego Zachodu.
Uuups! Wydało się!! Pawłowska jest lewacką grzesznicą i pewnie wymachuje już tęczową flagą!!!😱
Nic się nie wydało, bo - niezależnie od tego, jak bardzo obiektywnie chcemy brzmieć (a czasami nawet nie chcemy) - nasze poglądy i przekonania "wyłażą przez skórę", są widoczne między wierszami wypowiedzi, w komunikatach niewerbalnych i na wiele innych sposobów. I nie byłoby w tym absolutnie nic strasznego, gdyby nie powszechne przekonanie, które, jak na złość, dzielimy wszyscy, niezależnie od tego do którego uniwersum nam bliżej - że Moja Prawda Jest Mojsza!! I Święta. A ONI są w błędzie. I trzeba ich NAWRÓCIĆ!!!
I nie chodzi tylko o podział polityczny, który coraz bardziej się zaostrza. Chodzi o wszelkie różnice pomiędzy ludźmi: światopoglądowe, kulturowe, zwyczajowe... Każde.
Niektórzy próbują radzić sobie z tym problemem na wzór strusi: łeb w piasek i udajemy, że nie ma problemu! W sumie niegłupie. Tyle tylko, że podczas piaskowego przeczekiwania ktoś może wyrżnąć nas w wystającą rzyć*) na tyle boleśnie, że łeb z gleby sam wyskoczy, poziom adrenaliny wzrośnie, w związku z czym będziemy chcieli oddać agresorowi z nawiązką... I zadyma gotowa.
Inne konsekwencje "strusiej polityki", to rosnące napięcie wynikające z zaprzeczania własnym odruchom i spychania ich w te kąciki świadomości, które już graniczą z podświadomością. Napięcie to można elegancko wyładować "czepiając się" ONEGO lub ONYCH o rzecz kompletnie niezwiązaną z zasadniczym problemem. Przykład: korporacyjne układy i układziki. Ponieważ wielkie firmy nie pozwalają na spory maluczkich, obowiązuje tam tolerancja polityczno-społeczna, przy jednoczesnej inklinacji w kierunku wsparcia mniejszości różnorakich. Taka jest polityka ogólna. Polityka jednostkowa mówi jednak, że - pod płaszczykiem waniliowych uśmieszków i neutralności, pozwalamy sobie na uszczypliwości względem kolegów, którzy wyznają odmienne od nas wartości, a faworyzujemy tych, którzy łapią się na kategorię MY. Rzecz jest nie do zarejestrowania gołym okiem, a jednak dość mocno odczuwalna w praktyce.
Niemniej, nawet powyższe - choć dość uciążliwe - zjawiska, nie są aż takim problemem, jak bezpardonowa agresja skierowana przeciwko "odmieńcom". Coraz powszechniejsze są brutalne ataki na tych, którzy "prowokują tęczą". Kiedy zapytałam ostatnio rezydenta uniwersum, które jest mi ideologicznie obce, o co im chodzi z tym powszechnym nalotem na przedstawicieli środowisk LGBT, dlaczego nie mogą pogodzić się z faktem, że istnieją ludzie inni od nich samych, usłyszałam, że... ONI chcą przejąć władzę!!
Swoją drogą - jakiego poziomu ukrytego lęku (agresja jest wszak reakcją obronną) trzeba, żeby napadać na ludzi tylko dlatego, że manifestują prawo do swojego stylu życia?
A z drugie strony: jak niepewnym własnych racji trzeba być, by wszystkich, którzy myślą inaczej niż my sami, wyzywać od "pisiorów", czy "głupich katoli"?
Pewnie, że sarkazm i ironia nie mogą się równać z aktami przemocy fizycznej, ale to też nie jest tak, że jedni biją a drudzy "tylko wyzywają". I nie o tym jest niniejszy wpis. Jeżeli do tej pory nie wyraziłam się jasno, zamierzam zrobić to teraz:
Podziały między ludźmi są naturalne. Każdy z nas jest trochę odmieńcem. Ukrywanie różnic jest niezdrowe. Tak samo jak ich sztuczne podkreślanie. Ale nade wszystko niezdrowe jest potępianie wszystkich, którzy nie są tacy, jak MY! Przecież, poza różnicami, są też podobieństwa.
Koniec końców, wszyscy przychodzimy na ten świat nadzy i bezradni a - niezależnie od tego, co się wydarzy po drodze - nikt z nas nie wyjdzie z niego żywy.
Nie trzeba szczególnie się wysilać w obronie własnych poglądów, stylu życia, czy wierzeń, jeżeli jest się do nich wewnętrznie przekonanym. Po prostu żyjemy i robimy swoje. Problematyczny bywa natomiast dysonans pomiędzy tym, co myślimy i w co wierzymy świadomie, a naszymi podświadomymi ciągotami. Bo nie zawsze są one zgodne. Te, które nie podobają się naszej świadomości (bo nieładne/ nieprzyzwoite/ zbyt konserwatywne/wstyd!) spychane są do kąta. I za nie właśnie karzemy ONYCH. Bo ONI mają czelność otwarcie je prezentować! Więc należy im się porcja morałów, szyderstwo, lub wpier***.
Zapominamy tylko o jednym: ONI to MY.
MY. Tylko w nieco innych okolicznościach, z innym bagażem doświadczeń, o trochę innej strukturze intelektualnej, czy emocjonalnej.
Ale to nadal MY.
Pamiętajmy o tym, zanim znowu wrogo się nakręcimy.
___________________________
*) tłumaczenie dla nie-Ślązaków: rzyć = dupa
Komentarze
Prześlij komentarz