Jaskinia rozpusty



 źródło: woodstockfestival.pl
(tekst archiwalny z 9.08.2017) 
 
Nawet nie jaskinia – to całe pole rozpusty! Po horyzont!  Tylko chlejo, ćpajo i sie sekszo! I jeszcze ten łomot ze sceny… Eh, ta dzisiejsza młodzież – nic dobrego…

…widziałam tłum ludzi idących spokojnie, bez przepychania i chamskich odzywek. Jeżeli ktoś kogoś nadepnął lub szturchnął, nie było problemu. Uśmiechnięte twarze, uściski, „piątki” przybijane wysoko w górze…

…widziałam dzieciaki biegające radośnie, zaczepiające innych, w tym dorosłych, którzy reagowali na zaczepki uśmiechem, czy wesołym komentarzem. Widziałam niemowlęta wiszące w chuścianych kokonach na piersiach mamy, czy taty, wózki pełne dzieci i ciężarne brzuszki…

…widziałam wzruszenie Kasi Nosowskiej i Justyny Chowaniak, widziałam łzy w oczach ludzi z publiczności…

…widziałam, jak na koncercie Nine Treasures „pancur”, „metal” i „różowa landryna” z dyskoteki machali głowami w tym samym rytmie. Widziałam flanelowe koszule, zielone irokezy i blond loczki w jednym pogo skaczące…

…widziałam dziewczynę, która najwyraźniej nie uznaje depilacji (żadnej!) oraz czyściutkie, wypachnione panienki, przepisowo ubrane, z wyprasowanymi chustami z pacyfą, wsuwkami wokół koczków upiętymi… widziałam facetów w spódnicach (nie kiltach!) i różowych szlafrokach… 

...widziałam ubłoconych od palców u stóp po czubek głowy chłopaków i dziewczyny… I nikt nikogo nie wytykał palcami, nikt nie szeptał za plecami…

…widziałam śpiących na ulicach, czy koncertach, których nikt nie deptał, nie kopał… widziałam, jak ludzie z Pokojowego Patrolu podchodzą i sprawdzają, czy wszystko ok. Jeżeli było OK – zostawiają w spokoju…

…widziałam, jak nie było OK, jak ratowano tych, którzy  przesadzili z tym, czy owym… widziałam, jak Medycy i Pokojowi sprawnie udzielają pomocy i pomyślałam, że niejedne państwowe służby powinny się od nich uczyć…

…widziałam gipsy na nogach i rękach, kule, laski i wózki inwalidzkie. Widziałam chłopaka w dżinsach, których jedna nogawka powiewała w hołdzie dla utraconej racji bytu… ten chłopak miał na szyi karton z napisem „szukam nogi”… Kogo stać na taki dystans do tragedii?

…widziałam miny ludzi kotłujących się w pogo – radosne, pogodne, uśmiechnięte…

…widziałam ludzi myjących się obok siebie w kranach z zimna wodą: chłopaków i dziewczyny, facetów i kobiety w strojach kąpielowych, głowa w głowę, ręka w rękę, noga w nogę. Każdy zajęty własnym (sic!) interesem. Nikt nikomu nie zaglądał w przyrodzenia, nie szczypał w tyłki, nie rzucał dwuznacznymi  komentarzami, tak powszechnymi w pracy, w rodzinach, wśród szacownych wujków wobec młodych siostrzenic…

…widziałam ludzi ściskających nogi w kolejkach do toalet, wśród niekoniecznie miłych zapachów, których nawet na chwilę nie opuszczało poczucie humoru…

…widziałam radość dziewczyny, która znalazła – zagubioną dnia poprzedniego w trawie pod toi-kami – baterię do smartfona…

NIE widziałam aktów brutalności, czy przemocy. Wiem z prasy, że „doszło do przestępstw i wykroczeń”, w tym do gwałtu i próby gwałtu, uszkodzenia ciała, nieumyślnego uszkodzenia ciała, kradzieży, a także „przestępstw na tle narkotykowym”.

Zastanawiam się, jakie są statystyki dotyczące przestępczości w miastach wielkości Gdyni, Białegostoku, czy Katowic – bo szacunkowa ilość uczestników festiwalu jest porównywalna z liczbą ludności tych właśnie miast. Dlaczego prasa, która tak chętnie i szczegółowo opisuje przestępstwa i wykroczenia na Przystanku Woodstock, nie posłuży się proponowanymi przeze mnie danymi dla porównania skali? Może dlatego, że okazałoby się wówczas, że festiwal jest… bezpieczny? (Wszak w każdym mieście są „takie miejsca, gdzie nie warto się pałętać”). Może okazałoby się, że publikowane wartości są podane w taki sposób, by potwierdzić opinie rozhisteryzowanych polityków, posługujących się zastraszaniem jako głównym narzędziem sprawowania władzy.

Nie wlokłabym na festiwal małoletniego syna, gdybym miała choć cień wątpliwości, czy impreza jest bezpieczna. Ba, sama też nie ryzykowałabym, gdyż jestem hybrydą zwaną matkojcem. Moja krzywda odbiłaby się pośrednio na jego życiu. A do tego nie chciałabym za nic dopuścić.

Oczywiście, jak w każdej zbiorowości ludzkiej, bywają różne jednostki. Przyjmuję zasadę ograniczonego zaufania: nie zostawiam ważnych, albo cennych rzeczy w namiocie, czy też otwartego samochodu, nie wymachuję bez celu karta płatniczą, czy dokumentami osobistymi, nie włóczę się sama po ciemnych miejscach…

Ale nie przesadzam. Bawię się, jak każdy (na ile starcze nogi i kręgosłup pozwolą ), pozwalam mojemu wyrośniętemu Nastolatkowi „iść w ogień” na koncertach, śpię w namiocie, sikam w toi-u, myję się we wspólnych kranach…

I wzruszam się za każdym razem, kiedy widzę radosne paszcze dzieciaków latających w powietrzu pod scenami, wzajemną życzliwość obcych ludzi oraz powszechną tolerancję i otwartość na tę cudną różnorodność, którą wszyscy na festiwalu tworzymy.

Drodzy Smutni Panowie w Garniakach i Poważne Panie w Kostiumach! Od*******cie się od Woodstocku! Albo… weźcie udział. Może nauczycie się tu czegoś cennego, na przykład radości… 
źródło: muzyka.onet.pl



Komentarze