O co chodzi z ocenami?


 Image by mohamed_hassan on Pixabay
(tekst archiwalny z 28.05.2017) 
 
Rozpoczęła się już w szkołach doroczna walka o oceny, co wytoczyło u mnie (dzięki za tę nieuczesaną myśl, Panie S.J.Lecu!) proces myślenia. Na szczęście tylko na chwilę, bo potem wtoczyło z powrotem, a rezultaty mogą nie wszystkim się spodobać.

Sytuacja 1
Uczennica „dobra”, „piątkowa”, „udzielająca się” w zajęciach dodatkowych na rzecz szkoły. Niestety, dość często w dniu sprawdzianu coś jej „wypada”: a to choroba ciężka, a to próba przed występem w przedstawieniu, a to inne, niezwykle istotne przyczyny… Tak, czy inaczej, dziecina słodka i niewinna „zalicza” (po terminie) jeden z takich sprawdzianów ustnie. Odpowiada całkiem sensownie na… połowę pytań. Ciąg dalszy… nie następuje, to znaczy – usta pytanej milczą a dusza pytającej wyje z rozczarowania. Oceniam całość na trójkę.

- Ale dlaczego trójka, proszę pani? – miauczy z żalem w głosie – przecież umiałam!
- Zgadza się. Umiałaś bez zastrzeżeń. Ale tylko połowę. Druga część zupełnie nie została przyswojona – tłumaczę w lekkim szoku.
- A to może chociaż czwórkę? – próbuje negocjować dziewczę o nagle ujawnionych zdolnościach przekupki (do businesswoman trochę jej brakuje), na co moja dusza wrzeszczy: „JAKIM CUDEM!!!???”. niemniej opanowuję wewnętrzne hałasy i stawiam na rzeczowe informacje.
- Słonko, w WSO*) stoi bykiem napisane, że za 50% wiedzy należy się trzy. I to słabe. Jeżeli chcesz, sprawdź sama – jest dostępny w bibliotece.
- A proszę pani, jeżeli się nauczę, to panie mi tę trójkę zmaże i postawi lepszą ocenę?

Jasne! I będę nago tańczyć na stole z radości, że po dwóch-trzech tygodniach od pierwotnego terminu sprawdzianu nauczyła się wreszcie tego, co powinna umieć już na długo przed testem!
- No, niestety… poprawa odpowiedzi pisemnej, czy ustnej, nie oznacza zlikwidowania oceny oryginalnej – silę się na rzeczowy ton.

Taaa… chyba właśnie zyskałam status „wrednej baby”.

Sytuacja 2
Uczeń inteligentny, typ „bystrzachy” (i komika przy okazji ). Robi swoje, choć mógłby znacznie więcej, ale przynajmniej nie żebra o stopnie. Widać też, że rozwija się. Szacunek. Ostatnio jednak stwierdził, że chodzenie do szkoły o tej porze roku nie ma już dla niego sensu…

- ..bo ja już wszystkie oceny poprawiłem, proszę pani!
- A nie przyszło ci do głowy, że przez ten miesiąc mógłbyś się, na przykład, nauczyć czegoś nowego? – zapytałam, kiedy już mnie „odetkało” i głos podjął swoją funkcję.
- Pani, już nauczyciele nie uczą, każdy tylko pyta na oceny. To już koniec roku!

Serio? Ciekawe, czy tylko Młody chce się wymigać od szkoły, czy może coś jest na rzeczy? W sumie, skoro „prikaz” jest, żeby nie stawiać za dużo jedynek, bo niż demograficzny zamknie instytucję, to ciągniemy nieuków za szelki do kolejnych klas, a ci (nawet nieco) ambitniejsi się nudzą…

Dygresja: jeżeli ktoś chce mi tu wydłubać wątrobę za kierowanie się własnymi interesami w procesie edukacji młodzieży, niech przywróci prestiż zawodówkom, wymusi na „organach prowadzących” zezwolenie na klasy mniej liczne, niż 15 osób i może odwoła nadchodzącą cud-reformę (pewne źródło bałaganu w szkolnictwie na kolejne kilka lat) – będzie to znaczna korzyść zarówno dla dzieciaków, jak i dla nas.

Sytuacja 3
Uczennica młodziutka, ambitna. Umie sporo, choć nie zawsze „po drodze” jej do szkoły. Zapytana ostatnio, jak jej się wiedzie, odpowiada smutnym tonem:
- Nie najlepiej, proszę pani.
- A dlaczego? – martwię się. Wprawdzie wygląda na zdrową, ale może jakieś inne kłopoty…?
- Bo chciałam mieć wyższą średnią, ale coś mi nie wychodzi.

Pas. Poddaję się. Nie mam już siły powtarzać, że oceny są (a przynajmniej z założenia powinny być) wyłącznie odzwierciedleniem realnej wiedzy, czy umiejętności, jakie posiadamy. Dlaczego właśnie to o nie walczą, a nie o to, by rzeczywiście coś poznać, nauczyć się czegoś nowego…? Nie zrozumcie mnie źle: nie potępiam tu żadnej z opisanych osób. Naprawdę. Jeżeli piszę, że moja dusza wrzeszczy czy wyje, to z pewnością nie jest to reakcja na drugiego człowieka, tylko na absurd systemu, jakiego ofiarą się stał.

Systemu społecznego, w którym często jesteśmy oceniani na postawie szkolnych stopni, a później – w dorosłym życiu – na podstawie zajmowanych stanowisk, czy statusu materialnego.
Gdzieś w tym wszystkim znika człowiek, takie cechy, jak mądrość, cierpliwość, dobroć, a nawet inteligencja, która zyskuje na społecznej wartości dopiero, gdy zmierzona jest jednym z numerycznych systemów…

Gdzieś w tym wszystkim przestajemy lubić samych siebie o ile inni nie ocenią nas pozytywnie. Uzależniamy opinię o nas samych od zdania, a czasami kaprysów, innych osób. Tracimy własną perspektywę, automatycznie przyjmując czyjąś…

Sama nie jestem „bez grzechu”. Oczywiście, że niejednokrotnie pytam „na szóstkę”, czy „na czwórkę”, by docenić ambicję młokosów (albo „na dwóję”, by ratować jakiegoś nieszczęśnika). Oczywiście, że cieszyłam się, gdy kilka lat wstecz zdałam jeden z egzaminów na najwyższą możliwą ocenę. Oczywiście, że jestem zadowolona, gdy Franek otrzymuje dobre stopnie.

Tyle tylko, że niekoniecznie „dołuje mnie”, jeżeli coś pójdzie nie tak. Staram się wtedy poznać przyczyny niepowodzenia i w przyszłości im zapobiegać. Albo – jeżeli wiem, że padłam ofiarą oceny niesprawiedliwej – po pierwszej, odruchowej, fali złości uświadamiam sobie, że ocena ta nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i… mam ją gdzieś!

I znowu: nie zrozumcie mnie źle Skoro taki, a nie inny system społeczny powstał, to z jakiegoś powodu powstać musiał… i jakoś trzeba z tym żyć. Jednak uważam, że łatwiej się żyje, jeżeli nie zapomina się o tym, co najważniejsze: o pierwotnych źródłach naszej motywacji.
Czego życzę wszystkim ocenianym.
____________
*) WSO – Wewnątrzszkolny System Oceniania – jeden z Bardzo Ważnych Dokumentów, bez których świat niewątpliwie zakończyłby swe istnienie… (ale bywa, że przydaje się w negocjacjach)

Komentarze