Poranna joga i hazard, czyli...Autobusem Dumnie przez Miasto.


 Image by jarmoluk on Pixabay

(tekst archiwalny z 11.02.2019)

Od kiedy zamieszkaliśmy w Stolicy Regionu przestałam zadręczać moje małe auteczko codziennymi dowozami do pracy (z przyczyn ekonomicznych, ekologicznych oraz z powodu mojej organicznej niezdolności do zaparkowania nawet tyciego pojazdu w centrum miasta). Jestem teraz dumną użytkowniczką Karty Miejskiej, na której zakodowane mam dumne Bilety Okresowe oraz - równie dumne - Środki w Elektronicznej Portmonetce (do opłat za przejazdy, których Bilety Okresowe nie obejmują). Większość autobusów "mojej" linii wyposażona jest w Dumne Monitory na których wyświetlany jest zestaw osadzający ludzkość w rzeczywistości: data, godzina, imieniny i pogoda, dodatkowo - dumnie - wzbogacony o Słownictwo Regionalne (odpowiednie dla położenia geograficznego Stolicy) oraz Mowę Wspólną (której powstanie i rozwój tradycyjnie przypisuje się Anglosasom).

I tu kończy się Duma.

Pal sześć, że większość podróży spędzam ćwicząc jogę (pozycje balansowe), gdyż joga - jak powszechnie wiadomo - służy zdrowiu. Mam jednak poważne wątpliwości, co do pożytków zdrowotnych wypływających z codziennego wąchania pach współtowarzyszy jogicznych wygibasów (bo autobusy przegubowe są chyba zbyt dumne, by zadawać się z motłochem i jeżdżą na tej trasie wyłącznie poza godzinami szczytu)  lub moknięcia / marznięcia / rozpływania się w upale na przystanku w oczekiwaniu na autobus, który Się Spóźnia lub Nie Pojechał.

Dziś miała do mojej firmy przyjechać Szefowa wszystkich Szefów, więc grzecznie opuściwszy łóżeczko całe piętnaście minut przed rozsądną porą powstania z pieleszy, pojawiłam się na przystanku odpowiednio wcześniej, żeby Złapać Wcześniejszy (na wypadek, gdyby mój Nie Pojechał). Jakaż była moja radość, gdy - uczciwie zmoknięta i zmarznięta wsiadłam do Następnego Po Moim, gdyż dwa poprzednie... cóż... najprawdopodobniej zakradły się cichaczem na przystanek, gdy akurat patrzyłam w drugą stronę i szybciutko odjechały zanim się zorientowałam.

I nawet to jakoś bym zniosła, gdyby nie fakt, że w tym Następnym spotkałam... trójkę Dumnych Kontrolerów Biletów (że o ptasim przydomku nie wspomnę). Majka, morda! - warczę do siebie w myślach - to nie ich wina, że ich szefostwo nie ogarnia problemów.  Miejską.
- Przepraszam, kto ponosi odpowiedzialność za to, że właśnie spóźniam się do pracy, bo dwa poprzednie autobusu nie pojechały? - moja niewyparzona paszcza nie słucha głosu rozsądku i (na szczęście spokojnie) zagaduje Panią sprawdzającą moją Dumną Kartę Miejską.
- Może pani zadzwonić do MPK -odpowiada Pani niepewnie, uśmiechając się z zakłopotaniem.
- Mogę - zgadzam się. - I co wtedy? - liczę na jakieś słowa-klucze w stylu "reklamacja", może nawet "zwrot".
- No... może pani zadzwonić. - Pani Kontrolerka brzmi jeszcze mniej pewnie, wzrokiem przekazując niemy komunikat "pani da se spokój, to i tak nic nie da".

* * *
Czas na obiecany hazard: obstawiamy, czy jutro Ten Mój pojedzie? A jeżeli tak, to o ile się spóźni?

Komentarze