- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Ostatni tydzień dał mi do myślenia. Losy oświatowego strajku oraz ocenzurowanie wystawy w Muzeum Narodowym sprawiły, że wróciłam mentalnie do niedawnej rozmowy z Adelą, w której poruszałyśmy sytuację kobiet w Iranie. Obecną sytuację... w porównaniu do tej z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Abstrahując od Wielkiej Polityki, gołym okiem, bez lupy widać przemiany społeczne, jakie nastąpiły w wyżej wspomnianym państwie.
https://www.wykop.pl/link/2877871/jak-wygladalo-zycie-w-iranie-przed-islamska-rewolucja/ |
https://www.kobieta.pl/artykul/zmiany-w-iranie-kobiety-w-iranie-walcza-o-swoje-prawa-181121105104 |
Niestety, pierwszy obrazek pokazuje Iran dawniejszy, natomiast drugi - Iran współczesny. I nie chodzi o to, że marudzę tu na noszenie hidżabu. Marudzę, a nawet zdecydowanie protestuję przeciwko temu, że ktoś decyduje o tym, co mają nosić / co robić / jak myśleć inni! Szlag mnie trafia, że grupa kolesi osądza, co moralne, a co nie i jeszcze miesza w to Boga (Tego, który akurat jest wygodny władzy na danym obszarze geograficznym)!! Wobec Takiego Argumentu całe społeczeństwo pada na twarz i pokornie poddaje się presji. Chociaż... chyba już nie całe, aczkolwiek ci, właściwie TE, które się sprzeciwiają, płacą za to słoną cenę.
Analogicznie - rodzimi Strażnicy Moralności uczepili się ostatnio wystawy, która może i jest dwuznaczna, ale gdyby wyeliminować wszystkie dwuznaczności z literatury i sztuki, zostałaby nam Lokomotywa Tuwima (choć i to nie jest pewne, bo te wszystkie ufff i pufff mogą SIĘ SKOJARZYĆ... i co wtedy????), kilka wierszy Brzechwy oraz dzieła średniowieczne (i to nie wszystkie - kto czytał Opowieści Kanterberyjskie Chaucera, ten wie, o czym mowa). Już nawet nie chce mi się wspominać o tym, że każdy widzi, co chce widzieć i zazwyczaj sądzi według siebie. Jeżeli dla kogoś banan oznacza porno, to niech zmieni dietę, porozmawia z terapeutą, a także unika przybytków kultury oraz targowisk.
Co ma jedno do drugiego i dlaczego mieszam całość ze strajkiem nauczycieli? Ano dlatego, że niezależnie od miejsca i czasu, twarde zakazy i nakazy Władców zawsze lepiej przyjmują się i rozwijają na gruncie ignorancji i arogancji, zaprawionych poczuciem krzywdy wobec jakiejś ZŁEJ osoby lub grupy społecznej. Przepis na sukces: wziąć Wroga Ludu, przedstawić jego Niecne-Czyny-Które-Godziły-w-Was-Moi-Wybrani, a na koniec publicznie upokorzyć i pokonać. Działało w średniowieczu, gdy - ku uciesze gawiedzi - publicznie torturowano rzezimieszków, na zmianę z babami, które znały się na ziołach. Działało w czasie wszystkich rewolucji. Działa nadal. Warunek: gawiedź nie powinna myśleć samodzielnie ani krytycznie, bo może wpaść na pomysł, że coś tu śmierdzi. Że przecież to lokalny kacyk wyczyniał te bezeceństwa, za które wieszają głupka. Że zielarka raczej leczyła, niż szkodziła, tyle że ładna była, pan się do niej zalecał a ona go nie chciała... Gawiedź powinna być niewinną i myślą własną nieskażoną. A jak będzie grzeczna, dostanie od Władców igrzyska: pieczone prosię i wódkę - wszystko z daniny, którą właśnie Władcom dostarczyła z własnej i (nie)przymuszonej woli.
Gawiedź grzeczna, igrzyska są, tylko... jacyś popaprańcy mieszają Dobrym Ludziom w głowach. Zadają niewygodne pytania, każą myśleć samodzielnie, o nauce opowiadają, tradycje, co z ojca na syna przechodziły podważają, a na dodatek mówią, że wóda szkodzi! Chodził dawniej taki jeden, Sokrates mu było, ale na szczęście Władcy w porę go cykutą uciszyli. Ale teraz się takich naroiło za dużo. I jeszcze chcą NASZYCH pieniędzy!!
Jestem jednym z tych popaprańców. Na dodatek zawsze byłam podejrzliwa wobec Władców - niezależnie od ich aktualnej kolorystyki. Kiedyś jednak próbowałam się ucywilizować. Niestety, w trakcie procesu uspołeczniania - zamiast z własnych reakcji instynktownych - postanowiłam skorzystać w potrzebie z Instytucji Państwowych. Błąd! Przekonałam się wówczas, że popłuczyny po policji (a raczej po tym, czym mogłaby być) dzielnie bronią silniejszych przed słabszymi a pomocnicy państwowi chętnie pomagają agresorom. Uratowali mnie Najbliżsi: Rodzina i Przyjaciele. Wobec powyższego wyciągnęłam wnioski na dalszą drogę życiową, w obliczu zagrożenia bezpośredniego zastosowałam (skutecznie) reakcje instynktowne i przestałam się łudzić.
Ale, paradoksalnie, popaprańcem - idealistą pozostałam. To właśnie dlatego tak bardzo wspierałam i wspieram dążenia innych poparańców do godnego bytowania, które znacznie ułatwiłoby rozprzestrzenianie się tego - znienawidzonego przez Władców - wirusa, zwanego MYŚLENIEM. Bo tylko w ten sposób możemy otworzyć oczy na to, co czasem zasłonięte, niewygodne, nieoczywiste. Tylko w ten sposób możemy wybrać, co dla nas dobre, a nie bezmyślnie brać, co wyłożone na tacy.
Wprawdzie za tego typu myślenie Prometeusz zarobił w wątrobę a i mnie się parę razy oberwało, ale nie odpuszczam. Jestem dumna z mojego popapranego myślenia i z popapranego towarzystwa Tych, którym udało się zjednoczyć i pokazać, że mają coś do powiedzenia. Że Władcy zrobili, co zrobili - nie dziwi specjalnie. Ważne jednak, że nie wszystkim się to podoba. Że nastąpiła pobudka: co niektórzy otrząsają się z letargu i sami sobie zadają niewygodne pytania. Że moc jest nadal wielka, choć w niektórych kieszeniach pustawo...
Co dalej? Pewnie to samo, co zawsze: działać tak, by móc sobie spojrzeć w lustro. Nie liczyć na cud i łaskawość Władców, tylko jednoczyć się i wspierać wzajemnie. MYŚLEĆ, szukać rozwiązań, rozmawiać. Zrzucać z siebie to, na co się nie godzimy - jak te dzielne Dziewczyny na irańskich ulicach.
I jeść banany. Pomagają w wydzieleniu endorfin!!
Gawiedź grzeczna, igrzyska są, tylko... jacyś popaprańcy mieszają Dobrym Ludziom w głowach. Zadają niewygodne pytania, każą myśleć samodzielnie, o nauce opowiadają, tradycje, co z ojca na syna przechodziły podważają, a na dodatek mówią, że wóda szkodzi! Chodził dawniej taki jeden, Sokrates mu było, ale na szczęście Władcy w porę go cykutą uciszyli. Ale teraz się takich naroiło za dużo. I jeszcze chcą NASZYCH pieniędzy!!
Jestem jednym z tych popaprańców. Na dodatek zawsze byłam podejrzliwa wobec Władców - niezależnie od ich aktualnej kolorystyki. Kiedyś jednak próbowałam się ucywilizować. Niestety, w trakcie procesu uspołeczniania - zamiast z własnych reakcji instynktownych - postanowiłam skorzystać w potrzebie z Instytucji Państwowych. Błąd! Przekonałam się wówczas, że popłuczyny po policji (a raczej po tym, czym mogłaby być) dzielnie bronią silniejszych przed słabszymi a pomocnicy państwowi chętnie pomagają agresorom. Uratowali mnie Najbliżsi: Rodzina i Przyjaciele. Wobec powyższego wyciągnęłam wnioski na dalszą drogę życiową, w obliczu zagrożenia bezpośredniego zastosowałam (skutecznie) reakcje instynktowne i przestałam się łudzić.
Ale, paradoksalnie, popaprańcem - idealistą pozostałam. To właśnie dlatego tak bardzo wspierałam i wspieram dążenia innych poparańców do godnego bytowania, które znacznie ułatwiłoby rozprzestrzenianie się tego - znienawidzonego przez Władców - wirusa, zwanego MYŚLENIEM. Bo tylko w ten sposób możemy otworzyć oczy na to, co czasem zasłonięte, niewygodne, nieoczywiste. Tylko w ten sposób możemy wybrać, co dla nas dobre, a nie bezmyślnie brać, co wyłożone na tacy.
Wprawdzie za tego typu myślenie Prometeusz zarobił w wątrobę a i mnie się parę razy oberwało, ale nie odpuszczam. Jestem dumna z mojego popapranego myślenia i z popapranego towarzystwa Tych, którym udało się zjednoczyć i pokazać, że mają coś do powiedzenia. Że Władcy zrobili, co zrobili - nie dziwi specjalnie. Ważne jednak, że nie wszystkim się to podoba. Że nastąpiła pobudka: co niektórzy otrząsają się z letargu i sami sobie zadają niewygodne pytania. Że moc jest nadal wielka, choć w niektórych kieszeniach pustawo...
Co dalej? Pewnie to samo, co zawsze: działać tak, by móc sobie spojrzeć w lustro. Nie liczyć na cud i łaskawość Władców, tylko jednoczyć się i wspierać wzajemnie. MYŚLEĆ, szukać rozwiązań, rozmawiać. Zrzucać z siebie to, na co się nie godzimy - jak te dzielne Dziewczyny na irańskich ulicach.
I jeść banany. Pomagają w wydzieleniu endorfin!!
Obraz Pete Linforth z Pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz