"Raz, gdy chciałem być szlachetny"

Obraz rawpixel z Pixabay

Ostatnio przykleił mi się do mózgu tytuł jednej z ulubionych książek z dzieciństwa: Chłopak na Opak. Raz gdy chciałem być szlachetny, która - w charakterystyczny dla Hanny Ożogowskiej, ciepło-ironiczny sposób, pokazuje na przykładzie szkolno-domowych perypetii harcerza Jacka, jakie piekła są wybrukowane dobrymi chęciami. Jednak  nie o Jacku i jego kłopotach chcę tu pisać, mimo całej do niego, niegasnącej wraz z upływem lat, sympatii. Temat wiercący mi dziury w mózgu, to działalność charytatywna i ogólnie pomoc innym w różnych wydaniach, którą radośnie obserwuję. A czy uprawiam? Nie powiem.

Jak mawiał filozof, łatwiej kochać ludzkość jako taką, niż własnego sąsiada*). Prawda. Niestety. Przyznaję, że mi też łatwiej. Sąsiadom nawet bym odpuściła, ale chodzą po ziemi istoty, które irytują mnie ostro i boleśnie, w związku z czym o żadnych ciepłych uczuciach w ich kierunku mowy być nie może. Ale ludzkość oczywiście kocham - a jak! Z moich obserwacji wynika, że w tej ambiwalencji nie jestem odosobniona (co pan Hoffer swoją wypowiedzią elegancko potwierdza).

Pracuję w duuuuużej korporacji, która niezwykle aktywnie wspiera działalność charytatywną. Chyba wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak wielka może być różnorodność form pomocy potrzebującym. Każdy znajdzie coś dla siebie: jeden pomoże dzieciom w lekcjach, inny pomaluje ściany, jeszcze inny sprzeda towary w zbożnym celu pozyskane od darczyńców, ktoś pobiegnie, ktoś pójdzie, ktoś rowerem pojedzie... Nawet dla nieusportowionych beztalenci pedagogicznych o dwóch nieumiejących pędzla/wałka utrzymać rękach, nieśmiałych tak, że nawet do własnej cioci odzywają się wyłącznie w Boże Narodzenie, w związku z czym jakikolwiek handel odpada.... nawet dla takich ludzi znajdzie się sposób: firma organizuje imprezy, gdzie jadła i napitku dostatek, a między stolikami kręci się Najwyższa Kadra z puszkami i (sic!) terminalami kart płatniczych.

Tyle "moja" korporacja. A inne korporacje? A fundacje rozliczne - rodzime i międzynarodowe? A instytucje pomocowe, mopsy, gopsy i takie tam? A imprezy charytatywne organizowane przez Tych, Tamtych i Jeszcze Innych? A zbiórki na Fejsbuku? A Kiliki psie/kocie/dobre/pajacyki różnorakie, a Ta Orkiestra? Brać, wybierać!

I ludzie wybierają. Jeden wesprze dzieci, innych chorych, jeszcze inny staruszków. Ktoś da na psy, ktoś na koty, ktoś na jeże... Ogólnie ruch w interesie jakiś jest, skoro tyle organizacji utrzymuje się przy życiu. I to jest wspaniałe. Serio. I na tym mogłabym zakończyć wpis. Jednak - tradycyjnie - włożę kij w mrowisko i trochę zamieszam.

Znana mi dyrektor znanej mi instytucji, której celem jest niesienie pomocy potrzebującym, tak bardzo skupia się na kreowaniu Własnego Wizerunku w ŚRODOWISKU, że całkiem zapomniała o podopiecznych. Pal to sześć - ma skutecznych pracowników, którzy wiedzą, co należy robić. Gdyby tylko mieli taką możliwość bez ryzyka, że oberwą od Miłościwie Im Panującej za... głównie za jej własny zły nastrój (niezależny od pogody kalendarza, kalendarzyka i faz księżyca). Kobieta ta jeździ po swoich poddany... podwładnych w bezkompromisowy sposób, ŚRODOWISKO od wielu lat doskonale wie, co jest grane i... nic się nie dzieje. Przyczyn takiego stanu rzeczy można się tylko domyślać analizując lokalne koneksje.

Bijący rekordy popularności w innym ŚRODOWISKU duet Niebieskiego Psa Przewodniczącego Przeciwdziałaniu Przemocy i jego wiernej... Pani Przewodniczącej Zespołu Interdyscyplinarnego, Violetty Wspaniałej, usiłował kilka lat temu udowodnić niżej podpisanej co następuje: nie ma czegoś takiego, jak przemoc psychiczna, osoba reagująca płaczem na upokarzanie jest zaburzona psychicznie, jeżeli pomimo upokarzania uda się jej zachować spokój, to niewątpliwie oznacza, że jest pod wpływem środków psychotropowych, policjant może samodzielnie, na podstawie własnej decyzji odebrać matce prawa rodzicielskie, gdyż przebywa ona długo poza domem pracując na dwa etaty, by zapewnić rodzinie takie nieistotne drobiazgi, jak pieniądze na jedzenie, opał, czy nieprzerwaną dostawę prądu. Państwo Niebiescy nadal pracują ku chwale własnej, ku radości krzywdzących i na pohybel pokrzywdzonym.

Osoba Na Stanowisku (którą szanuję), udzielająca się charytatywnie w różnoraki sposób, podczas rozmowy dotyczącej nauczania dzieci ze środowisk zagrożonych oraz objętych patologią zadała mi ostatnio pytanie w stylu: powiedz proszę, czy te dzieci nie są... no wiesz... uciążliwe. Pewnie że są. A słowo "uciążliwe" jest tu znacznym i nieuprawnionym niedopowiedzeniem. Ale chyba na tym polega cała zabawa, żeby odkryć, co za tą "uciążliwością" stoi i starać się jej przyczyny minimalizować (gdyż na ich zniwelowanie już zwykle za późno). Forsa, to tylko czubek góry lodowej. Dzieciom potrzeba zainteresowania i właściwych wzorców. Niestety, postawa Władców tego świata, z których wielu czerpie wzorce jest nacechowana myśleniem w stylu "niech sobie ci biedni żyją, ja im nawet dam pieniądze, i to nawet z własnej kieszeni, ale NIECH MNIE NIE DOTYKAJĄ". A to budzi we mnie solidny, uczciwy sprzeciw, zaprawiony dreszczem odrazy.

Ale ty, gdy dajesz jałmużnę, niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja - cytat powszechnie znany, a pochodzący z czasów, gdy prawica i lewica nie oznaczały jeszcze opcji politycznych. Kiedy pomagasz, czy musisz o tym kłapać dziobem na cały głos? I dotyczy to każdej pomocy: od tej na wielką skalę aż do skromnej, koleżeńskiej pomocy w szkole, czy w pracy. Niektórzy udzielają jej dyskretnie, nie robiąc wokół tego faktu specjalnego szumu, by nieszczęsnej ofierze braku wiedzy /doświadczenia / własnej niedoskonałości oszczędzić upokorzeń. Bezcenne! Niestety, są też inni...

Przykłady wypaczonego podejścia do różnych charytatywnych działalności można by mnożyć. Nie chcę być źle zrozumiana - uważam, że lepsza pomoc z rozgłosem i przytupem, niż żadna. Koniec końców - obiekt takich działań korzysta tak, czy inaczej, a tylko w skrajnych przypadkach cierpi jego duma. Nie mnie oceniać motywy innych osób, gdyż nie siedzę w ich mózgach, a sama nie mam zupełnie uprawnień do rzucania kamieniami jako pierwsza. Proponowałabym jednak - w imię własnej uczciwości - przeanalizować RZECZYWISTE intencje różnych naszych działań. Zadać sobie pytanie, ile jest w nas szczerej chęci ułatwienia innym życia a ile potrzeby załatwienia sobie doskonałego samopoczucia z subtelną nutką wyższości nad innymi, którzy Tego Nie Robią. A przynajmniej się nie ujawniają. Nie ujawniają. Uuups...

Zastanówmy się nad tym zanim zaczniemy ściskać sobie ręce w poczuciu wyższości, czy też machniemy sobie kolejne charity-selfie.

 _________________________
*) It's easier to love humanity as a whole than to love one's neighbor (Eric Hoffer)- wiem, że neighbor  oznacza również bliźniego, ale "sąsiad" jeszcze lepiej uwypukla tezę
It is easier to love humanity as a whole than to love one's neighbor. Eric Hoffer
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/eric_hoffer_152434
It is easier to love humanity as a whole than to love one's neighbor. Eric Hoffer
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/eric_hoffer_152434
It is easier to love humanity as a whole than to love one's neighbor. Eric Hoffer
Read more at: https://www.brainyquote.com/quotes/eric_hoffer_152434

Komentarze