![]() |
zdjęcie: Courtesy of Act III Communications
Autorka
powieści "Smażone zielone pomidory," Fannie Flagg, z aktorkami
odtwarzającymi główne role w filmie z roku 1991 pod tym samym tytułem.
Na zdjęciu, zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, od lewego
górnego rogu począwszy: Cicely Tyson, Mary Stuart Masterson,
Mary-Louise Parker, Jessica Tandy, Flagg i Kathy Bates.
Whistle Stop - według pisarki, Fannie Flagg - węzeł kolejowy, mała mieścina w Alabamie, w której dwie dziewczyny - Ruth i Idgie - prowadzą restaurację serwującą, między innymi, tytułowy przysmak. Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych: na jednej rozpoczyna się końcem lat dwudziestych XX wieku, na drugiej - w latach osiemdziesiątych tego samego stulecia. Elementem łączącym oba światy jest Ninny, bratowa Idgie, którą poznajemy jako starszą panią, przebywająca w domu opieki, snującą opowieść o swoich młodych latach do ucha niejakiej Evelyn - zalanej menopauzalnymi hormonami - Porządnej Żony z Południa.
Alabama lat trzydziestych (i później) dwudziestego wieku oraz Polska końcem pierwszego dwudziestolecia XXI wieku mają ze sobą sporo wspólnego. Przede wszystkim silną społeczną linię demarkacyjną, dzielącą je na Tych Uprzywilejowanych/Jedynych Słusznych/Wybranych i... tych drugich. Bohaterki Fannie Flagg nie ulegają jednak tym podziałom. Nie dość, że wymykają się męskiej dominacji, a w przypadku Ruth, przemocy stosowanej przez Pana Męża. Nie dość, że bezczelnie, wbrew zakazom i próbom zastraszania ze strony Ku-Klux-Klanu, nawiązują bliskie relacje z "Kolorowymi," traktując ich (o, nie!) jak LUDZI i udzielając im pomocy, szczególnie w czasie Wielkiego Kryzysu. Nie dość, że Igdie posuwa się do ogrywania w pokera kolegów, w tym szeryfa miasteczka (a swojego dobrego kumpla), a to zdecydowanie nie jest jej największy występek przeciw społecznej roli, jaką - będąc płci żeńskiej - powinna pełnić. Nie dość... To jeszcze dwie dziewczyny żyją ze sobą i... WYCHOWUJĄ DZIECKO.
😱
Koniec świata!
Zdaję
sobie sprawę, że fikcja literacka, to nie rzeczywistość. Jednak
większość wydarzeń ukazanych w powieści spokojnie mogłaby mieć miejsce w
naszym wspaniałym świecie, zarówno wtedy Tam - na tradycyjnym Południu, jak i teraz, Tu - w państwie
europy centralnej (lub wschodniej, jak wolą niektórzy), którego
obywatele szczycą się swoją religijnością i przywiązaniem do Wartości
Rodzinnych oraz Tradycji. Łatwo wówczas nie było: kryzys gospodarczy
oraz silna dominacja jednej grupy społecznej (białych, zamożnych,
chrześcijańskich mężczyzn) nad innymi. Obecnie sytuacja jest pozornie
inna, ale... Czy na pewno?
Sobotnie wydarzenie w Białymstoku dobitnie świadczą o tym, że społeczny rozwój ludzkości postępuje (o ile w ogóle) w zastraszająco wolnym tempie. Zdobycze cywilizacji, takie jak powszechna edukacja, czy szeroki dostęp do informacji, miały - w założeniu - poszerzać horyzonty, co zawsze sprzyja rozwojowi tolerancji, czy też zastąpieniu przemocy fizycznej bardziej... no właśnie... CYWILIZOWANYMI formami dialogu. I pozornie zmieniły one krajobraz społeczny. Jednak wystarczy kilka lat konsekwentnego prania mózgu, z wielkimi słowami typu Patriotyzm, Tradycja, Rodzina i Bóg w rolach głównych, i już cofamy się do epoki kamienia łupanego, gdzie jeden z drugim tępy mięśniak uzurpuje sobie prawo do bicia i kopania nieznanych sobie ludzi tylko i wyłącznie dlatego, że głoszą coś, czego on po prostu nie rozumie. Gdyby rozumiał, to by nie kopał. I nie bił.
UWAGA! Nie twierdzę, że wyżej wspomniane pojęcia (te z wielkich liter) są z natury swej złe. Wręcz przeciwnie! Ja tylko protestuję przeciwko wciskaniu mniej krytycznym warstwom społeczeństwa, że prawdziwym patriotą jest ten, który gardzi, wyzywa, stosuje przemoc wobec innych ludzi - ba! członków własnego narodu - tylko dlatego, że wyznają inną religię poglądy lub są innej, niż on sam orientacji płciowej. Protestuję przeciwko wciskaniu tymże warstwom, że to, co tradycyjne jest lepsze, niż nowoczesne. Z tym bywa różnie i nie wszyscy koniecznie muszą dreptać śladami swoich przodków. Niektórzy wolą chodzić własnymi ścieżkami i - dopóki to nikogo nie krzywdzi - wara tradycjoanlistom od tego! Wycieranie sobie politycznych twarzyczek słowem "Rodzina", koniecznie z wielkiej litery, odmienianym przez wszystkie przypadki (poza wołaczem może) wzbudza we mnie odruch wymiotny, szczególnie, że ci sami politycy jakoś nie kwapią się do rozwiązywania problemów - nomen omen! - rodzinnych, takich jak na przykład przemoc, czy alkoholizm. A już kompletnie zalewa mnie krew, kiedy prymitywne, agresywne działania, takie, jak wspomniane wyżej - oznaczone są etykietą "w imię Boże". Co Bóg ma wspólnego z akcjami typu Białystok? I to są ci niby przyzwoici ludzie, tak? Oni nie sieją zgorszenia. Oni "bronią Wartości." Jakich WARTOŚCI, pytam!?
Jak radziły sobie wobec niesprawiedliwości, przemocy i - niejednokrotnie biedy - dziewczyny z Whistle Stop? Różnie. W zależności od sytuacji, wykorzystywały to, czym dysponowały: inteligencję, zdolności aktorskie, poczucie humoru... Ale przede wszystkim niezłomną wzajemną damską solidarność i przyjaźń (tak, kobiety potrafią być solidarne!). O tym, kto kogo i przed czym uratował można przeczytać tutaj. Ale najlepiej sprawić sobie egzemplarz, czy to własny, czy z lokalnej biblioteki i zaprzyjaźnić się z tymi fantastycznymi kobietami. Można też obejrzeć film, który - choć w szczegółach nieco inny od książki - idealnie oddaje jej ducha.
Moje własne doświadczenie życiowe zdecydowanie potwierdza tezę, że gdy zaczyna się rodzinne piekło, gdy zawodzą instytucje państwowe, gdy kowboje w niebieskich mundurkach bronią atakującego przed ofiarami, życie, zdrowie i psychikę ratują Przyjaciółki.
A teraz - wybaczcie - idę zasłonić się przed światem tarczą z zielonymi pomidorkami na okładce.
Sobotnie wydarzenie w Białymstoku dobitnie świadczą o tym, że społeczny rozwój ludzkości postępuje (o ile w ogóle) w zastraszająco wolnym tempie. Zdobycze cywilizacji, takie jak powszechna edukacja, czy szeroki dostęp do informacji, miały - w założeniu - poszerzać horyzonty, co zawsze sprzyja rozwojowi tolerancji, czy też zastąpieniu przemocy fizycznej bardziej... no właśnie... CYWILIZOWANYMI formami dialogu. I pozornie zmieniły one krajobraz społeczny. Jednak wystarczy kilka lat konsekwentnego prania mózgu, z wielkimi słowami typu Patriotyzm, Tradycja, Rodzina i Bóg w rolach głównych, i już cofamy się do epoki kamienia łupanego, gdzie jeden z drugim tępy mięśniak uzurpuje sobie prawo do bicia i kopania nieznanych sobie ludzi tylko i wyłącznie dlatego, że głoszą coś, czego on po prostu nie rozumie. Gdyby rozumiał, to by nie kopał. I nie bił.
UWAGA! Nie twierdzę, że wyżej wspomniane pojęcia (te z wielkich liter) są z natury swej złe. Wręcz przeciwnie! Ja tylko protestuję przeciwko wciskaniu mniej krytycznym warstwom społeczeństwa, że prawdziwym patriotą jest ten, który gardzi, wyzywa, stosuje przemoc wobec innych ludzi - ba! członków własnego narodu - tylko dlatego, że wyznają inną religię poglądy lub są innej, niż on sam orientacji płciowej. Protestuję przeciwko wciskaniu tymże warstwom, że to, co tradycyjne jest lepsze, niż nowoczesne. Z tym bywa różnie i nie wszyscy koniecznie muszą dreptać śladami swoich przodków. Niektórzy wolą chodzić własnymi ścieżkami i - dopóki to nikogo nie krzywdzi - wara tradycjoanlistom od tego! Wycieranie sobie politycznych twarzyczek słowem "Rodzina", koniecznie z wielkiej litery, odmienianym przez wszystkie przypadki (poza wołaczem może) wzbudza we mnie odruch wymiotny, szczególnie, że ci sami politycy jakoś nie kwapią się do rozwiązywania problemów - nomen omen! - rodzinnych, takich jak na przykład przemoc, czy alkoholizm. A już kompletnie zalewa mnie krew, kiedy prymitywne, agresywne działania, takie, jak wspomniane wyżej - oznaczone są etykietą "w imię Boże". Co Bóg ma wspólnego z akcjami typu Białystok? I to są ci niby przyzwoici ludzie, tak? Oni nie sieją zgorszenia. Oni "bronią Wartości." Jakich WARTOŚCI, pytam!?
Jak radziły sobie wobec niesprawiedliwości, przemocy i - niejednokrotnie biedy - dziewczyny z Whistle Stop? Różnie. W zależności od sytuacji, wykorzystywały to, czym dysponowały: inteligencję, zdolności aktorskie, poczucie humoru... Ale przede wszystkim niezłomną wzajemną damską solidarność i przyjaźń (tak, kobiety potrafią być solidarne!). O tym, kto kogo i przed czym uratował można przeczytać tutaj. Ale najlepiej sprawić sobie egzemplarz, czy to własny, czy z lokalnej biblioteki i zaprzyjaźnić się z tymi fantastycznymi kobietami. Można też obejrzeć film, który - choć w szczegółach nieco inny od książki - idealnie oddaje jej ducha.
Moje własne doświadczenie życiowe zdecydowanie potwierdza tezę, że gdy zaczyna się rodzinne piekło, gdy zawodzą instytucje państwowe, gdy kowboje w niebieskich mundurkach bronią atakującego przed ofiarami, życie, zdrowie i psychikę ratują Przyjaciółki.
Dziękuję Wam, Kochane!
💗
A teraz - wybaczcie - idę zasłonić się przed światem tarczą z zielonymi pomidorkami na okładce.
Komentarze
Prześlij komentarz