Koniec sezonu

Obraz Arifur Rahman Tushar z Pixabay

Trzynasty grudnia 1981 – państwo przeciw obywatelom. Trzynasty grudnia 2016 – wyrok wydany w imię Rzeczypospolitej Polskiej, w którego uzasadnieniu nawiązania do mojego (teoretycznie) życia przypominają nieudany związek fantasy i horroru z elementami czarnej komedii. Osoby rozpoznawalne. Fakty – nie. Interpretacja – cóż…

Nie jest w dobrym tonie cytować samą siebie (wpis "Trzynasty grudnia..."), ale dokładnie ten fragment mojej osobistej historii jest tu potrzebny jako tło. Minęły trzy lata. Zdążyliśmy dwa razy się przeprowadzić, Franek przekroczył półmetek kolejnego etapu edukacji a ja zmieniłam zawód... po to, by po nieco ponad roku wrócić do tego Ukochanego. Wydarzyło się jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Tylko jedno się nie zmieniło. Ewidentne skurwysyństwo*) jest nagradzane, wysłuchiwane z uwagą i głaskane po kłamliwym pysku, a idiotka, która dała się konkursowo wykorzystać ("milość ci wyszystko..." itd.) nadal siedzi gołym odwłokiem na ostrzu tak zwanego wymiaru sprawiedliwości, stawiając mentalne kreski na mentalnej ścianie za każdym powtórzonym przez eksa łgarstwem. Odwłok z latami musiał stwardnieć. I stwardniał. Jednak odbyło się to kosztem znacznego podniesienia poziomu goryczy i cynizmu, a znacznemu obniżeniu pozytywnego spojrzenia na przyszłość.

Pozostałe elementy układanki, to: choroba Bliskiego i moja wobec niej bezsilność. Nadal nierozwiązana (p. wyżej) sytuacja mieszkaniowa z toporem kredytu uwieszonym coraz niżej nad czachą. Nagły i... w zasadzie spodziewany - nawrót wszelkich możliwych kompleksów (włącznie z tymi z podstawówki) niżej podpisanej (z zasady, że na pochyłe drzewo...). I tak dalej. W ten deseń.

Bezsilność, bezsilność, bezsilność. Oraz granitowa już pewność (wynikająca z dotychczasowego doświadczenia), że ile energii, starań i zachodu nie włożę w próby rozwiązania problemów i wyjścia "na prostą" i tak skończę z ręką... Już nawet nie w nocniku. Zanosi się na pełnowymiarowe szambo. Czyli moc sprawcza (tak radośnie hołubiona przez psychologów) równa zeru.

W opisanych okolicznościach przyrody nie jestem w stanie należycie dbać o mojego Ogórka. Skończyłoby się permanentnym wypłakiwaniem żali, a tego było już na tym blogu dość. Zawsze lubiłam moment kliknięcia w przycisk "Nowy post" i szperania po Pixabayu w poszukiwaniu odpowiedniego zdjęcia. W tym momencie jednak jestem w stanie tylko kręcić się w kółko. I to raczej w niezbyt dobrą stronę. Aż do zawrotów głowy. Aż do... wszyscy dobrze wiemy, czym takie kręcenie może się skończyć.

Stąd decyzja o zakończeniu sezonu. Przyszła zima. Niestety, nie w przyrodzie. Zamiast tego pojawiła się w moim uniwersum, hibernując niebieską roślinkę. Czy się odrodzi? Nie wiem. Mam nadzieję, że pewnego dnia wypuści listki i czymś fajnym zaowocuje. Póki jednak co nie widać w niej śladu chęci do życia.

Dziękuję Wam, moje Czytelniczki i Czytelnicy, za cierpliwość i wytrwałość w odwiedzaniu mojego Niebieskiego Ogórka. Nie wiem, czy żegnamy się na dobre, czy tylko "do wiosny". Dotychczas parcie na pióro (i klawiaturę) zawsze wygrywało z niemocą. Może i tak będzie tym razem. Więc - na dobrą wróżbę:

Do zobaczenia!
__________________________
*) Nie, nie będę bawić się w dyplomację, cenzurę i poprawność polityczną zabraniającą używać wulgaryzmów. Kto chce gwiazdek, niech patrzy w niebo.

Komentarze