Pan poseł C.



 

Zdjęcie m_ming z Pixabay

Ostatnio w mediach huczy zmianami., w wyniku których ludzie zaczynają tęsknić za panią minister Z., a nawet za odchodzącym panem ministrem P., gdyż tron związany z edukacją obejmuje pan poseł C.  Jestem nauczycielką - z wyboru i (patologicznej, choć w sporej mierze odwzajemnienej) miłości to tej profesji, więc tematem interesuję się dość aktywnie. Wokół podniesione głosy: Policzek dla edukacji! Ta nominacja, to jak splunięcie w twarz! Skandal!! Hańba!!!

No, tak. Co do istoty, zgadzam się w stu procentach. Ale - serio? - czego się spodziewaliście? Że zstąpi Duch Święty i oświeci miłościwie-nam-panujących, którzy siedzą - niczym tolkienowski Smaug - na górze forsy, konkursowo szybko topniejącej, więc trzeba jeszcze szybko zgarnąć "co nasze" dzieląc się z-konieczności-koalicjantami? Że dla odmiany zrobią coś dobrego i zainwestują w młode pokolenie tak, by wyrosło na dobrze wykształconych, mądrych, twórczych i niezależnie myślących ludzi? Przecież to nie leży w interesie ludzi opierających swoją władzę na zestawie mitów wciskanych do głów tym, którzy - z braku umiejętności weryfikacyjnych (a jakże je niby mieli rozwijać, skoro w szkółce należało wyłącznie "zakuć lekcję" i "być posłusznym") - z entuzjazmem i radością uznają je za własne. Skąd więc to straszliwe oburzenie?

Lubię język polski i bardzo martwi mnie dewaluacja znaczeniowa niektórych słów. Na przykład wyrażenie "minister edukacji" mocno wyblakło i straciło swoje pierwotne znaczenie. Od dłuższego czasu bowiem - zamiast z profesjonalnym i nowoczesnym podejściem do oświaty - wiąże się z nieudolnością i chaosem organizacyjnym, a każda kolejna osoba wstępująca na edukacyjny tron dokłada się do procesu dewaluacji tego - całkiem zgrabnego wszak - związku frazeologicznego. Dlatego - w celu ochrony ginącego na naszych oczach wyrażenia - zobowiązuję się nie nazywać "ministrem edukacji" ani pana posła C., ani żadnego jego następcy, dopóki nie pojawi się osoba godna tego tytułu. (Nie zobowiązuję się jednakże do ochrony słowa "poseł", gdyż słowo to uległo już dawno znaczącej modyfikacji semantycznej).

W odróżnieniu od wielu moich koleżanek i kolegów nie tęsknię za odchodzącym ministrem ani za jego poprzedniczką. Nie żywię też tęsknot ministerialnych z okresów wcześniejszych, niezależnie od zmieniających się ugrupowań politycznych obsadzających ten właśnie tron. Być może zasiadała na nim osoba godna urzędu, ale - i tu kłania się moja wieloletnia ignorancja polityczna - nie pamiętam nikogo takiego. Niekoniecznie dlatego że takiej postaci nie było. Po prostu nie pamiętam nikogo sensownego. Nie pamiętam nikogo, kto chociaż próbowałby docenić nasz wysiłek i - niełatwą przecież - pracę. Kto próbowałby pokazać światu, iż bycie nauczycielem, to nie tylko dwumiesięczne wakacje i osiemnastogodzinne pensum, ale ciągłe dokształcanie się, praca niezwykle angażująca nie tylko intelektualnie, ale też emocjonalnie, nieustanne dawanie "drugich szans" i cała masa papierkowej roboty.  A przede wszystkim podwójna wiedza: raz - merytoryczna, z danego przedmiotu, dwa - z metodologii jego nauczania. Niestety, dla wielu jesteśmy bandą leniwych idiotów, którzy ciągle czegoś chcą od ich biednych dzieci😵. Kolejni szefowie naszego resortu natomiast są dobierani w taki sposób, że w najbliższym czasie możemy się spodziewać jedynie umięśnionego kibola z wytatuowaną kotwicą na przedramieniu, wielkim krzyżem dyndającym na grubym łańcuchu w okolicach rozrośniętej sterydami klaty, dzierżącego "pomoc naukową" w postaci kija bejsbolowego, charczącego w kółko mantrę: "bukhonorojczyzna", dla niepoznaki przebranego w garnitur. Ewentualne wyroki w zawieszeniu raczej nie będą stanowiły przeszkody.

Marzy mi się minister, który odczaruje tę ponurą rzeczywistość. Taki, który przywróci szacunek (normalny, ludzki szacunek - nie mylić z głupią czołobitnością!) naszemu zawodowi, dzięki któremu będziemy czuć się bezpiecznie, gdyż nasze prawa będą respektowane. I taki, który odpowiednio nas wynagrodzi. Bo - mimo całego zaangażowania emocjonalnego wielu z nas - to jest praca. Wdzięczna, ale też bardzo wymagająca i niezwykle odpowiedzialna. I za nią należy się odpowiednie wynagrodzenie. Takie, które pozwoli nam spać spokojnie i nie szaleć z dodatkowymi zajęciami dodatkowymi, kosztem czasu prywatnego i odpoczynku.

Ale przede wszystkim marzy mi się minister, który - zamiast ciągłych bezsensownych reform przypominających gryzienie się we własny ogon - spowoduje, że zaczniemy uczyć nasze dzieciaki tego, co przydatne w życiu: podstawowej wiedzy o świecie i o nich samych. Umiejętności poszukiwania i znajdowania informacji w tych obszarach, które je szczególnie zainteresują. Umiejętności skutecznego uczenia się. Umiejętności komunikacji, współpracy z innymi i rozwiązywania konfliktów. A także umiejętności praktycznych: gotowania, szycia, prasowania, prostych napraw, planowania budżetu domowego. Nie zajęć "dla dziewczynek" i "dla chłopców". Dla każdego człowieka, gdyż celem edukacji z prawdziwego zdarzenia powinno być bowiem stworzenie osoby niezależnej, potrafiącej poradzić sobie zarówno z cieknącym kranem, jak i z ugotowaniem zupy. 

I jeszcze jedno - najważniejsze: marzy mi się minister, który pozwoli nam uczyć dzieci samodzielnego, krytycznego myślenia. Dowody na to, że jest to umiejętność absolutnie niezbędna widzimy na co dzień wokoło, obserwując skutki jej poważnego deficytu.

Jak się ma do tych marzeń poseł C.? Nijak. Zero punktów wspólnych. Osobne wszechświaty. Pewien geniusz naszej władzy - pan "minister" S., skomentował nominację pana C. używając terminu wyraziste poglądy. Tak. Zgadzam się: można mieć wyraziste poglądy i być ministrem. Można je mieć i przy tym zachować godność człowieka. A jaka jest godność pana, który rekomenduje bicie dzieci, redukuje kobietę do roli rozrodczej i odmawia człowieczeństwa pięciu procentom obywateli własnego kraju? Mogę tylko podejrzewać, iż z perspektywy pana posła jego godność wynika z faktu, iż w życiu płodowym urosło mu coś wystającego w miejscu, gdzie niektórzy mają wklęsło, a także z racji bladawego oblicza oraz z udanych epizodów "naukowych" na uczelni z istoty swej katolickiej. 
 Nic zatem dziwnego, iż pan C. ustawicznie myli Polskę z instytucją religijną. Wprawdzie obecnie można nie zauważyć różnicy, niemniej - jak ostatnio sprawdzałam - nasze państwo, mimo inklinacji w stronę fanatycznego katolicyzmu, jest nadal - przynajmniej formalnie -  tworem świeckim. Szkoda jednak, iż do naszych władców nie dociera, że wiara, religia jest jedną z najbardziej osobistych, intymnych kwestii każdego człowieka i mieszanie jej z instytucjami państwowymi kończy się krzywdą społeczeństwa. Poza grupą uprzywilejowaną oczywiście. No, cóż - dochodzę do wniosku, że chyba jednak dociera. A cynizm w kwestiach duchowych jest niewybaczalny.😒
 
Ja także mam wyraziste poglądy. Kontrowersyjne nawet. Skoro dają one możliwość zostania ministrem, to muszę sprawę poważnie przemyśleć. Wszak do edukacji - z racji praktykowanego zawodu -  znacznie mi bliżej, niż panu posłowi. Wprawdzie niezmiennie uważam, iż polityka, to raczej brudna robota, w którą nie chciałabym się angażować, a bez tego panią minister / ministrą nie zostanę, to na wypadek gdybym jednak zmieniła zdanie pragnę zaprezentować moje wyraziste poglądy poniżej. Do ewentualnej przyszłej nominacji będą jak znalazł.
 
Uważam, że ministrem powinien być profesjonalista, fachowiec w danej dziedzinie. A przynajmniej specjalista od zarządzania. Jakim fachowcem jest pan, który szkolnictwo oglądał wyłącznie od strony ławki szkolnej? I to dość dawno temu. Jak będzie zarządzał dwoma potężnymi resortami, w których dodatkowo panuje proreformatorsko-pandemiczny chaos? Jakie pomysły ma na rozwiązanie kwestii niedoboru nauczycieli, którzy uciekli przed wirusem na urlopy dla poratowania zdrowia, czy na wcześniejsze emerytury? Jak rozwiąże kwestię wynagrodzeń swoich pracowników? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że poseł C. gardzi ludźmi. Wszystkimi, którzy nie są Białymi-Cis-Hetero-Panami-Polakami-Katolikami. W sam raz osoba na właściwym miejscu, by zarządzać... ludźmi, którzy mają edukować... ludzi!  😨
 
Moim (wyrazistym) zdaniem, każda osoba, która zajmuje się (nawet z daleka) kształceniem i wychowywaniem dzieci i młodzieży, powinna być pełnosprawna etycznie i moralnie. A jaki rodzaj moralności mówi o biciu słabszych? I to jeszcze w celu ich WYCHOWANIA? Mamy tu dwie kwestie: etyczną i naukową. Czytałam wprawdzie herezje pana C., który bicie dzieci uznawał za środek wychowawczy zgodny z Konstytucją (sic!)*). Nie sposób zgodzić się z takim poglądem. Nie dość, że "logika" wywodu wcale nie jest jednoznaczna i opiera się na daleko idących uproszczeniach, to jeszcze jej autor reprezentuje karygodne braki w podstawowej wiedzy pedagogicznej, a także sposób myślenia niedopuszczalny w obliczu współczesnej nauki o rozwoju człowieka! W przypadku potencjalnego ministra edukacji, to po prostu żenada. Ponadto, poglądy "pedagogiczne" reprezentowane przez posła C. mają tyle wspólnego z etyką, co dyrektor toruńskiego radia ze skromnością.
 
Logicznym wytłumaczeniem tego curiosum wydaje się teza, iż poseł C. mógł być dzieckiem "karconym fizycznie" (po ludzku: bitym). Tacy ludzie nie są nauczeni pytania "dlaczego?", nie są trenowani w szukaniu logicznych powiązań ani w przyrodzie ani w relacjach międzyludzkich. Mają jedynie słuchać starszych, bezkrytycznie się im poddawać, bo jak nie.... to... klaps, pas i rózeczka dla dziateczka. Ślepe posłuszeństwo jest proste. Nie wymaga zadawania pytań ani szukania odpowiedzi. Wyklucza pomyłkę. Ten system ma też inną zaletę (z punktu widzenia uczestników procesu): kiedy taki wytresowany pasem ludzik dorośnie, nabierze siły, dostanie w ręce trochę władzy (choćby rodzicielskiej), natychmiast skorzysta z okazji, by tym razem to On był Panem-Którego-Masz-Słuchać-Bo-Jak-Nie-To.... Do umysłu takiego typa nie dociera oczywistość, że odreagowuje latami tłumiony strach, ból, upokorzenia i frustracje z własnego dzieciństwa. On przecież Wyrósł na Człowieka i stara się Wychować swoje dziecko. Wyrósł na człowieka. Zgadza się. Tylko jakiego? Zwykle niemającego pojęcia o tym, co dzieje się w jego własnej, zaniedbanej psychice, o jakiejkolwiek empatii nie wspominając. Poseł C., ze swoimi "wyrazistymi poglądami", zgodnie z którymi znaczną część obywateli naszego państwa należałoby pozbawić praw obywatelskich (gdyż to nie ludzie), zredukować do roli inkubatora (gdyż ich rolą jest rodzenie), czy "wychowywać" przemocą (gdyż innych metod najwyraźniej nie zna), idealnie wpisuje się w ten obraz. Tylko, czy na pewno powinien zajmować się edukacją żywych, czujących istot?

Kolejnym wyrazistym poglądem, jaki ośmielam się tu zaprezentować, jest teza, iż absolwent KULu powinien orientować się w podstawowym podręczniku religii stanowiącej fundament ideologiczny tejże uczelni. Tymczasem poseł C. najwyraźniej zatrzymał się mentalnie na Księdze Rodzaju, być może przewertował pobieżnie resztę Starego Testamentu, jednak w jego postawie i wypowiedziach nie sposób dopatrzeć się nauk z Nowego. Role mężczyzny i kobiety definiuje w na zasadzie podległości (co może tłumaczyć bezkrytyczna wiara w mit o pozbawianiu uczciwego faceta fragmentu kośćca po to, by stworzyć mu służącą), a o miłości bliźniego pan ten najwyraźniej nie słyszał. Skąd w takim razie u pana posła wziął się antysemityzm? Przecież za fundament swojej wiary obrał tę samą część Biblii, co bracia Żydzi?
 
Kadr z "Opowieści Podręcznej". Zdjęcie pochodzi ze strony www.antyradio.pl
Wracając do społecznej roli kobiet: tu na jaw wyjdzie moja kolejna (wyrazista - a jakże! - opinia). Otóż indywidualna decyzja o podjęciu roli matki, (czy ojca) z pewnością nie leży w kompetencjach pana C., któremu jakaś wyuzdana fantazja, rodem z Opowieści podręcznej najwyraźniej zaćmiła jasność myślenia. Należałoby może dyskretnie poinformować pana posła, że my - kobiety jesteśmy różnymi ludźmi. Jedne z nas chcą się rozmnażać, inne nie. Staramy się też decydować o tym, w jakim wieku ma to nastąpić. I żaden, nawet najbardziej zaangażowany ideologicznie (sic!) garnitur z ministerialną teczką nie jest w stanie sprowadzić nas do roli maszynek do rodzenia. Myślę, że pan poseł doceniłby również informację, która może być dla niego odkryciem: nie jesteśmy dzikami.**)

Przy okazji: pan C. wykazuje niejaki brak konsekwencji: jako czterdziestotrzyletni mężczyzna ma dwójkę dzieci. Dlaczego TYLKO dwójkę? Przecież - zgodnie z głoszonymi wartościami - jego kobieta***) powinna zająć się rodzeniem, a nie jakimiś wybrykami zawodowymi. Może zatem stroszenie samczego pióropusza to tylko takie gadanie "pod publiczkę", jako kompensacja faktu, iż w domu pan poseł ma niewiele w tej kwestii do powiedzenia? Nie wiem. Nawet specjalnie mnie to nie interesuje. Po prostu widzę i opisuję brak konsekwencji.

Kolejny żenujący fragment wypowiedzi pana C., to tłumaczenie kobiecie, że może pracować. W jakim świecie (w sensie kiedy, w którym wieku) pan poseł żyje, skoro jego zdaniem kobietom należy tłumaczyć, co mogą? Wiadomość dla pana posła: większość kobiet potrafi myśleć samodzielnie, krytycznie i tak samo, jak mężczyźni. Jesteśmy świadomymi osobami korzystającymi ze zwojów mózgowych. Bezmyślne powtarzanie zasłyszanych "prawd" zostawiamy fanatykom (obu płci).

I wisienka na torcie, bardzo trująca zresztą, z którą już wyraziściej nie zgodzić się nie mogę:

Znajdźcie państwo przykłady, w których mężczyzna zachowuje się jak ostatni wariat, przychodzi w nocy do domu pijany, zdradza gdzieś "na bokach" swoją żonę, nie dba o tą rodzinę. Ale kobieta wychowuję tą dwójkę dzieci, przyjmuje jeszcze tego męża z nadzieją, że on się nawróci po jakimś czasie - i wielokrotnie się nawraca, wraca do normalnych swoich funkcji. Już mocno sponiewierany przez życie, już widać po twarzy jego, że jest strasznie sponiewierany, ale wraca, nawraca się. Trzyma tą rodzinę kobieta i wyprowadza ją na prostą.
A znajdźcie mi państwo przykłady odwrotne i ile znacie takich przykładów - że to kobieta zachowuje się jak wariat, wraca w nocy pijana, zdradza męża, nie zajmuje się w ogóle dziećmi, a to mężczyzna trzyma tę rodzinę w dłoni, czeka aż ta małżonka wróci. Ja takich nie znam. Bo kobieta ma mieć tę właśnie funkcję - kreowania tego ogniska domowego. Uderzenie w rodzinę idzie zawsze przez uderzenie w kobietę. I oni to wiedzą i od tego jest feminizm (Poseł C., gazeta.pl)

Jak bardzo sponiewierany umysł trzeba mieć, żeby coś takiego, bez najmniejszej żenady i wstydu, stawiać za wzorzec?! Owszem, zjawisko opisywane przez posła C. jest nadal powszechne w naszym kraju. Poniżane, bite, zdradzane kobiety "przyjmują" męża. To wszystko z powodu szkodliwego mitu, że wyjście za mąż i urodzenie potomstwa (wszystko jedno za jaki mąż, byle za mąż), to największe dla nas szczęście i naszym obowiązkiem jest tego bronić, jak niepodległości, niezależnie od tego, jak jesteśmy traktowane. Nieudolne męskie wymoczki, które nie są w stanie stworzyć i utrzymać zdrowej uczuciowej relacji z kobietą z dzikim uporem ten mit pielęgnują. A ponieważ dziewczyny coraz powszechniej orientują się, że - po pierwsze - wcale nie muszą wychodzić za mąż, po drugie- z kim ewentualnie warto się wiązać i - po trzecie - nawet, jeżeli wplączą się w układ szkodliwy, potrafią się z niego wyplątać. Panowie wymoczki zatem nie mają innego wyjścia, jak pokrzykiwać o jakichś świętych obowiązkach. A nuż baby uwierzą. Swoją drogą - ciekawe, co o radosnych poglądach tatulka sądzi córka pana posła? 

Sharon McCutcheon; unsplash

I jeszcze jedna kwestia, co do której poglądy me wyrazistymi (bardzo) są. Ale, żeby było prawidłowo i zgodnie z zasadami: najpierw definicja słownikowa:
Ideologia - system poglądów, idei, pojęć jednostki lub grupy ludzi (Słownik Języka Polskiego PWN)

"System poglądów, idei, pojęć" występuje także pod nawą religii. Ciekawa zbieżność. Interesujące jest również to, że niektórzy zacietrzewieni reprezentanci katolickiego systemu poglądów, idei i pojęć dają sobie prawo do decydowania o godności, a nawet człowieczeństwie innych, nazywając ich (dla niepoznaki) ideologią. Z tym właśnie bardzo wyraziście się nie zgadzam.

Nie zgadzam się z opluwaniem, wyzywanie od zboczeńców i zaszczuwaniem znaczącej części obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, tylko dlatego, iż ich życie miłosne nie mieści się w ramach rozumowania pana C. i jemu podobnych.

Ciekawym wyczynem "intelektualnym" pana posła stało się niedawne zestawienie "ideologii" LGBT z socjalizmem hitlerowskim ****). Ciekawym o tyle, że - z tego, co powszechnie wiadomo - homoseksualizm był w hitlerowskich Niemczech penalizowany. Na taki wybryk myślowy można było pozwolić sobie jedynie w medium, które opiera się na ślepej wierze (głównie w jedyne słuszne bóstwo jakim jest "ojciecdyrektor"). Sądzę więc, że przeciętny słuchacza Radia Maryja będzie zachwycony tym absurdalny zestawieniem. Szkoda tylko, iż pan poseł cynicznie zabawia się historią lub... ma poważne luki we wiedzy...

...tyle tylko, że jeżeli ten pan rzeczywiście dostanie do białych rączek ministerialną tekę, będzie musiał  się jakoś odnieść do (jakże okropnej) sytuacji nieheteronormatywnej młodzieży w szkołach. Znając życie, pan poseł rzeczoną młodzież potępi i/lub będzie chciał leczyć metodami rodem z parafii. Wspaniale! A czy weźmie odpowiedzialność za śmierć kolejnego młodego, zaszczutego przez pana posła i jemu podobnych, CZŁOWIEKA*****)?

 Michał, Kacper, Wiktor, Zuzia, Milo


 

 Jak już pisałam, osoba pracująca z dziećmi...wróć!... osoba pracująca z innymi ludźmi powinna być co najmniej pełnosprawna etycznie i moralnie. W przypadku posła C. mam poważne wątpliwości.

Wiem jedno: niezależnie od tego, co wydarzy się w najbliższych dniach, pan poseł C. przeminie. Prędzej, czy później - jak wszystko inne w życiu. Pozostaje nam tylko czekać i "robić swoje". Przetrwamy. Polską oświatę tak, jak Hemingwayowskiego człowieka, można zniszczyć, ale nie pokonać. Nauczyciele, to grupa zaprawiona w bojach: o codzienne przetrwanie nasze i naszych rodzin na uroczych, maleńkich pensyjkach, o zachowane resztek godności w warunkach, gdy inteligencja i rzetelna wiedza (w odróżnieniu od kasy i dobrego PR) nie jest cenionym towarem, o dystans i poczucie humoru, gdy naszymi kolejnymi "szefami" stają się ludzie, których celem nie jest edukacja młodego pokolenia, jak mylnie można by wywnioskować z tytułów ministerialnych, a wychowanie sobie kolejnych pokoleń prawo(sic!)myślnych wyborców. Pan C. - analogicznie do swoich poprzedników - nie jest w stanie swoimi "wyrazistymi" poglądami zmienić wizji świata mojej, czy moich koleżanek i kolegów. Ponadto, uważam, że jako nauczyciele, mamy moralny obowiązek chronić naszych podopiecznych przed tym człowiekiem i jego trującymi poglądami. A wolnym można być nawet w więzieniu. 

Wyjątek stanowi tylko więzienie ciasnego umysłu.

Pewnego dnia czas pana posła i jego "światłych" kolegów się skończy. A zanim to nastąpi, musimy - niczym Galileusz zmuszony przez sąd inkwizycji rzymskiej do wyrzeczenia się "tych dziwnych i szkodliwych poglądów jakoby Ziemia krążyła wokół Słońca" - powtarzać sobie i pamiętać, że jednak się kręci. Obecnie nawet poseł C. musi przyznać, że Ziemia nie stanowi centrum Wszechświata. Idziemy do przodu, cywilizacja - choć z wybojami - rozwija się. Wiemy coraz więcej zarówno o otaczającym nas świecie, jak i o nas samych. I żaden z... objawów wierzgania odchodzącej epoki nie jest w stanie tego procesu zatrzymać. Może jedynie próbować go spowolnić. Ale świat i tak będzie się kręcić, niezależnie od woli pana posła, pana ministra, pana premiera, pana prezydenta, czy jakiegokolwiek innego kacyka cynicznie zbijającego swój polityczny interesik na krzywdzie innych ludzi.

__________________________________

*) Jako jedno ze swoich osiągnięć poseł C. wskazuje artykuł „Karcenie małoletnich w świetle Konstytucji RP”, tłumacząc, że zakaz bicia dzieci (tzw. ustawa antyklapsowa) nie wynika z konstytucji:

„W artykule Karcenie małoletnich w świetle Konstytucji RP koncentruję swoją uwagę na analizie konstytucyjnych podstaw ustawy z dnia 10 czerwca 2010 roku o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie oraz niektórych innych ustaw (tzw. ustawy „antyklapsowej”) wykazując, że zagadnienie karcenia małoletnich nie ma bezpośredniej i jednoznacznej regulacji konstytucyjnej, a w szczególności nie odnosi się do niego art. 40 Konstytucji RP ustanawiający zakaz poniżającego traktowania i stosowania kar cielesnych. Istnieje bowiem zasadnicza różnica pomiędzy karceniem i karaniem – karcenie bywa w skrajnych przypadkach ostatecznym środkiem wychowawczym i nie może być w takim ujęciu traktowane jak zwykła, podlegająca bezwzględnej, absolutnie koniecznej i przykładnej penalizacji przemoc w rodzinie”. 

Przetłumaczmy: konstytucja nie zakazuje rodzicom bicia dzieci, które „bywa środkiem wychowawczym”. (Oko Press, więcej tutaj )

**) Podczas zeszłorocznej konferencji naukowej na KUL Przemysław Czarnek mówił o rolach kobiety i mężczyzny w rodzinie. Jego zdaniem podstawową funkcją rodziny jest prokreacja i "nawet dziki to wiedzą". - Zwierzęta to wiedzą, dziki to wiedzą w tych zaroślach, a my nie wiemy. (gazeta.pl)

***) mała litera celowa - nie odnoszę się tu osobiście do Pani C., ale do sposobu, w jaki jej mąż miał czelność wyrazić się o żeńskiej części społeczeństwa.

****) Nie ma wątpliwości, że cała ta ideologia LGBT wyrastająca z neomarksizmu, pochodzi z tego samego korzenia, co niemiecki narodowy socjalizm hitlerowski, który jest odpowiedzialny za wszelkie zło II wojny światowej, zniszczenie Warszawy i zamordowanie powstańców. Korzeń jest ten sam - powiedział prof. Przemysław Czarnek, poseł PiS w Radiu Maryja. (Polsat News)

*****) Właśnie tak: człowieka. Ideologia samobójstw nie popełnia.
 



Komentarze