![]() | |
Obraz Alexander Ivanov z Pixabay |
"Jesteś jak wielki pies trzymany pod szafą, który myśli, że wyrósł na jamnika."
Jakoś tak brzmiała wróżba, którą pół żartem robiłam sobie kilka lat temu. Byłam wówczas rudym kościotrupem biegającym z językiem na brodzie z pracy do pracy, aby tylko wystarczyło na utrzymanie tak zwanej rodziny, spłatę kredytu hipotecznego w CHFach oraz innych zadłużeń, które - ku mojemu totalnemu zaskoczeniu - zaciągnął był Pan Gardzę-Pracą-na-Etaciku (ale nie gardzę pieniędzmi, które ktoś inny na etaciku zarobi), będący wówczas jeszcze formalnie moim mężem. Formalnie, gdyż praktycznie okazał się pasożytem żerującym na wbitej mi w szczenięctwie obowiązkowości, chorym poczuciu lojalności oraz pokłosiu mojej młodzieńczej skłonności do nieudaczników pozujących na młodych-gniewnych-przez-życie-kopanych. Z pasożytem żyć jako-tako mogłam (serio! chociaż nadal próbuję sobie przypomnieć, co sobie wtedy myślałam). Z oszustem jednak nie dałam rady, więc gdy szwindle wyszły na jaw, wysłałam sporą ilość zadrukowanego papieru do sądu, tym samym otwierając puszkę Pandory. I to w wersji mocno udoskonalonej!
Jak widać powyżej, wróżba okazała się strzałem w dziesiątkę. Doskonale przypominam sobie, jak się czułam. Jak pies. Maleńki, bezbronny pies. A dokładnie - jak bura suka, upokarzana i straszona, że jeżeli nie spełni Pańskich oczekiwań, to... Jak łatwo się domyślić, przyjemności nie proponowano. Temat "pomocy" ofiarom (fuj! strasznie to brzmi, ale tak - byłam ofiarą) przemocy domowej poruszałam wielokrotnie, więc nie będę wdawać się w drastyczne szczegóły. Dość, że w tej paskudnej sytuacji mogłam liczyć wyłącznie na siebie, Franciszka (wówczas lat 11) oraz moich Bliskich (choć fizycznie dalekich).
Paradoksalnie sytuacja, kiedy po wielokrotnych próbach walenia głową w ścianę niekompetencji, arogancji i głupoty lokalnych "instytucji pomocowych" zrozumiałam, że muszę sobie poradzić sama, spowodowała, że nie tylko wylazłam spod szafy, ale nawet zaczęłam się odgryzać. Wprawdzie "specjaliści" od pomocy narobili już nieodwracalnych szkód, zeznając bzdury w sądzie, jednak udało mi się ocalić to, co najważniejsze: Franka oraz własną psychikę. Skąd brałam siłę? Na pewno ze wsparcia Rodziny i Przyjaciół, ale także z wewnętrznego przekonania, iż nie mogę się poddać. Po prostu. Stawka była zbyt wysoka.
W tym oto: chorym, patologicznym położeniu przekonałam się, że coś jest na rzeczy z tą wróżbą: naprawdę jestem wielkim psem! Mam w sobie siłę i wytrzymałość, o którą w życiu bym się nie podejrzewała. Szafa dawała poczucie bezpieczeństwa, ale odbierała moc.
Skąd się owa szafa wzięła? Ciężko jednoznacznie określić jej pochodzenie, ale prawdopodobnie ma ono coś wspólnego z "grzecznym" wychowaniem w naszej kulturze (o konsekwencjach którego pisałam ostatnio). Mogła być ona również pochodną pozornego poczucia bezpieczeństwa, które dawały takie instytucja, jak policja, czy inne niezbyt dobrze działające systemy, jak Niebieska Karta. Możliwe, że szafę zbudowały moje kompleksy. A może i jedno i drugie i trzecie. I tysiące innych większych i mniejszych czynników składających się na osobowość Majki P.
Dlaczego piszę o tym teraz, kiedy od tamtych wydarzeń upłynęło sporo wody? Dlatego, że jednorazowe wyczołganie się jamnika spod mebla nie spowoduje, że stanie się on na zawsze dobermanem. W ciągu ostatnich pięciu lat, w różnych okolicznościach zawodowych, społecznych i towarzyskich, zachowywałam się, jak skomląca suczka mimo, że spokojnie mogłabym ugryźć napastnika a przynajmniej skutecznie zaznaczyć swoją pozycję i teren. Cholerne koleiny przyzwyczajeń, w które odruchowo wpadamy, spowodowały, że pokornie pokazywałam różnym arogantom gardełko i brzuszek, zamiast konkretnie warknąć. A potem żal, zgrzytanie zębów, wypłakiwanie się Adeli w telefon i wkurzone posty na Ogórku. Albo brak postów, jak tydzień temu, bo przecież trzeba było się załamywać i nie było czasu pisać. Ostatnio naprawdę sporo się tego zebrało, stąd silne poczucie, że najwyższy czas zrobić porządek. Szkoda marnowania czasu na toksyczne sytuacje i relacje. A w tym konkretnym przypadku oznacza to jedno:
Nie wracam już pod szafę.
Czego również życzę wszystkim innym niby-jamnikom (prawdziwe są urocze!).
Wasza dumna Dobermanka 😀
Wasza dumna Dobermanka 😀
![]() |
Obraz Alexas Photos z Pixabay |
P.S. Jeżeli ktoś znajdzie na łydce lub tyłku bolesne ślady moich zębów, to... nie przepraszam, gdyż na bank sobie na nie zasłużył.
Moja ulubiona silna dobermanka. Niech tak zostanie już zawsze !!!
OdpowiedzUsuń